Roberto siedział w kuchni i pił sok. W milczeniu przyglądał się porannemu wydaniu najbardziej poczytnego brukowca w Madrycie. Okładka krzyczała, że znów jest razem z Remą i dodane było wczorajsze zdjęcie jak wychodzili z Valdebebas. Obskoczyli ich dziennikarze i fani. Był w trakcie podpisywania koszulki, a Rema jak to Rema, stała i cieszyła się do obiektywu. Potem wsiedli do jednego samochodu i odjechali. Afera gotowa.
-Nie medytuj tak nad tym - powiedziała Julia, która w ich domu pełniła wiele funkcji. Była niańką, kamerdynerem, sekretarką... Generalnie zarządzała wszystkim i wiedziała o wszystkim.
-Co myślisz? - pokazał jej gazetę.
-Walcz, kochanie - pogłaskała go po włosach. - Ten barcelończyk nie ma z tobą szans.
-Cześć! - Do kuchni wbiegła jego sześcioletnia siostra Vilma i od razu wskoczyła mu na kolana. Ucałował ją w czoło i posadził na krześle obok. Julia zakręciła się błyskawicznie i podała jej miskę płatków i sok pomarańczowy. - Przyjedziesz dziś po mnie? - spytała.
-Pedro odbierze cię ze szkoły, Roberto ma po lekcjach sesje - odpowiedziała jej Julia zaglądając do swojego notatnika, gdzie zapewne miała odnotowane, że kierowca zabiera młodą pannę Gonzalez.
-Vilmita! - zawołała Manulela, ich sprzątaczka, gdy weszła do kuchni. - A kto nie umył dziś zębów?
-Roberto! - odpowiedziała mała.
-Jedz i idziemy do łazienki - puściła jej oczko i zajęła się wyjmowaniem naczyń ze zmywarki.
-Julia? - Roberto wstał i pochylił się do niskiej kobiety, która mogłaby być jego babką. - Rodzice? - szepnął.
-Według grafiku jutro powinni pojawić się w domu na dwa dni - spojrzała na swoje notatki. - Masz coś do nich?
-Nic, oprócz tego, że to moi starzy, a widuję ich rzadziej niż dziadków, którzy oficjalnie mieszkają w Katarze - warknął. - Widzimy się potem, maleńka - pocałował siostrę we włosy i wyszedł.
-Roberto! - Julia wyszła za nim do holu.
-Tak? - okręcił się na pięcie.
-Pracują, wiesz - powiedziała łagodnie.
-Wiem - pokiwał głową. - Nie chodzi o mnie, Julia. Przyzwyczaiłem się, wali mnie to czy są czy ich nie ma. Tylko wyjaśnij mi po co robili Vilmę jak traktują ją gorzej ode mnie. To - rozłożył ręce wskazując na ogromny hol, marmurowe schody, posadzki, wielki kryształowy żyrandol i wiszące na ścianach obrazy warte miliardy. - Jebie mnie to, Julia.
-Roberto - podeszła do niego i podała mu jakąś kartkę. Westchnął i ją wziął. Wraz z czytanymi zdaniami jego oczy z gniewu robiły się ciemniejsze.
-Nie ma opcji - warknął. - Nie zgadzam się! - wrzasnął i wyszedł.
Jego rodzice, odkąd pamiętał, pracowali na całym świecie. Częściej byli w rozjazdach niż domu. Gdy był mały było mu przykro, że z innymi dziećmi rodzice spędzają tyle czasu, a on go spędza z Julią albo wujkami czy ciociami, którzy akurat byli w Madrycie. Z biegiem lat zaakceptował to co się dzieje. Mało rodziców, ogromne zasoby pieniężne. Im częściej go zawodzili tym większe sumy przelewali na konto. Grać zaczął, żeby im zaimponować, potem chodziło raczej o zabicie czasu. Trenował non stop. Nauka go nie pociągała, a wysiłek fizyczny sprawiał, że nie myślał. Gdy urodziła się Vilma myślał, że coś się zmieni, ale się rozczarował. Rodzice ją odchowali (wożąc po całym świecie do drugiego roku życia), a potem zostawili pod opieką Julii. Teraz udają, że mieszkają w Madrycie, a jedynie pracują w Zjednoczonych Emiratach Arabskich.
Roberto nie czuł się osamotniony. Remy rodzice byli w Stanach, a zajmowali się nią zapracowani dziadkowie. Matka Jean jako aktorka też więcej czasu spędzała na planach zdjęciowych niż w domu. Gdyby przyjrzeć się jego klasie ze szkoły to wszyscy mieli podobną sytuację jak on. Rodzice pracują, dzieci dostają dużo kasy, żeby starzy nie mieli aż takich wyrzutów sumienia. Wiedział, że ma szczęście w nieszczęściu, bo wielu jego kolegów z dzielnicy chodziło do szkół z internatem. Przez to, że grał w piłkę w Realu rodzice nie mogli go tak załatwić. Jego nie, ale Vilmę tak!
Zeszłam do kuchni i usiadłam przy stole. Wstałam dziś wcześniej, bo musiałam jechać do dziadków. Zostały tam wszystkie moje zeszyty, książki i mundurek. Tak, miałam szczęście chodzić jeszcze przez tydzień do szkoły. Niestety moja szkoła wymagała od nas mundurku. Stroju sportowego sygnowanego herbem szkoły i Realu Madryt, oraz stroju eleganckiego sygnowanego tym samym.
-Cóż za uśmiech - Alex rzucił mi gazetę i podał kubek kawy. Nie rozmawiałam z nim o tym co powiedział mi Roberto. W końcu komu ufam? Byłemu chłopakowi czy mężowi?
-Co? - zdziwiłam się i spojrzałam na prasę. - Przestań, to najgorszy szmatławiec w mieście - przewróciłam oczami i sięgnęłam po telefon. - Poza tym Roberto to mój kumpel...
-Były chłopak - warknął.
-Były - przytaknęłam. - Chcą przeprowadzić z nami wywiad - uśmiechnęłam się. - Roberitio mówi, że będzie jazda - zaśmiałam się.
-Czy on tez nie może spać? - syknął.
-Zaraz po mnie przyjedzie - zerknęłam na zegarek. - Dyrektorka coś od nas chce... Jean ciągle śpi - mruczałam cały czas operując telefonem.
-Zjemy dziś razem obiad? - usiadł obok mnie i cmoknął mnie w policzek.
-Pewnie... - zamyśliłam się zastanawiając się co napisać Daniemu, bo pytał mnie o jakieś korki, których chyba nie mam. - W południe mamy trening na Valdebebas, więc spotkamy się na stołówce. Kurczę - wybrałam numer Roberto i czekałam aż łaskawie odbierze.
~Tak? - usłyszałam jego głos.
-Czekam na ciebie, ale rusz się, bo się spóźnimy. Nie wiem, gdzie zostawiłam spódnicę, a druga się chyba porwała jak Aveiro chciał mnie zamknąć w składziku na Bernabeu... - zadumałam się.
~Mam ją, królewno - zaśmiał się.
-Ciekawe rzeczy, Gonzalez, ciekawe - zachichotałam i wstałam. - Słuchaj, dyrektorka chce nas widzieć.
~Wiem, Julia wcisnęła mi przed wyjściem listę z tym co kto ode mnie chce i co mam załatwić - westchnął.
-Julita i jej boskie listy. Coś ciekawego?
~Mizianie z tobą w szkolnej łazience - zamruczał. - A, nie... Sorki, to nie z tobą.
-Opanuj się, pacanie - zaśmiałam się. - Daleko jesteś?
~Za rogiem. Mieszkasz z nim, że mam przyjechać pod chatę twoich starych czy rodziciele się zjawili?
-Nic nie wiedzą, więc to pierwsze - posłałam Alexowi całusa w powietrzu i wyszłam.
-Zrobił ci dobrze? - powitał mnie młody Gonzalez, gdy wsiadłam do jego wypasionego Mercedesa.
-Wal się - warknęłam.
-Wiesz - ruszył w kierunku domu Jean. - Wali to mnie on. Zwisa mi i powiewa. Może będę o ciebie walczył, a może nie? Zobaczymy co będzie mnie akurat bawić.
-Cześć, Roberto - do samochodu władowała się Jean. - Was też dyrka wzywała?
-Też - pokiwałam głową, ale nie odezwałam się więcej.
Lubię Roberto ;)
Uwielbiam rozdziały gdzie jest dużo Roberto :D Biedaczek, nie dziwne że ma taki trudny charakter (i tak go kocham <3) skoro miał tak trudne dzieciństwo. Ale ja chce więcej, więcej! :D
OdpowiedzUsuńHah ;D Ja tez lubię Roberto ;P Z samego początku nie potrafiłam sobie nawet pomyśleć, że Rema mogłaby być z kimś innym niż Alexem, a teraz wydaje się to nawet fajne i całkiem możliwe.
OdpowiedzUsuńhmmm a ja nadal sie nie przekonałam do Roberto, uwielbiam Alexa:)
OdpowiedzUsuńteam Roberto! :D
OdpowiedzUsuń