12. Alex Ramirez przechodzi do Realu Madryt!
Bomba wybuchła. Świat dowiedział się, że Alex przechodzi do Realu Madryt.
-Jak nastroje? - spytałam trenera pierwszej drużyny, gdy zawitałam na oficjalny trening na Bernabeu. Pierwszy trening z nowym nabytkiem Królewskich mogli obejrzeć wszyscy uczniowie i dziennikarze. Dla dzieciaków to była ogromna frajda, dla pismaków okazja do nowych bzdur wyssanych z palca.
-Piłkarze są go ciekawi - uśmiechnął się do mnie. - Hernandez, będzie dobrze.
-A Roberto? - mruknęłam.
-Jest wściekły - spojrzał na skraj boiska, gdzie podskakiwał Gonzalez i robił show dla dzieciaków. To co wyprawiał z piłką przechodziło ludzkie pojęcie.
-Przecież potrzebuje rywala na miejsce w jedenastce - włożyłam ręce do kiszeni bluzy.
-Nie potrzebuje i też o tym wiesz - szepnął i odszedł ode mnie.
Teraz to ja się zdenerwowałam. Roberto może i bił wszystkie rekordy, ale jest tylko człowiekiem! Kiedyś przyjdzie kres jego możliwości! Poza tym Alex też jest świetnym napastnikiem! Widziałam na własne oczy!
Nagle minęło mnie jakieś czarnowłose stworzenie i próbowało dostać się gdzieś na boisku.
-Ej! - złapałam przybysza za kaptur. - Dokąd się, smarkacz, wybiera? - spytałam małą dziewczynkę w sportowym mundurku mojej szkoły.
-Do brata! - odpowiedziała zadziornie.
-Nie ma brata, Vilma. Wracaj do swojej klasy - skierowałam ją w przeciwną stronę.
-Ale ja chcę do Roberto! - krzyknęła.
-Nie będę z tobą dyskutować, Gonzalez - warknęłam. - Boisko to nie miejsce dla dzieci! Do klasy! - powiedziałam stanowczo. Mruknęła coś pod nosem i poszła, a ja skierowałam się do Alexa, który stał z Danim i Sebastianem.
Vilma zacisnęła piąstki i usiadła na ławce trenerskiej, bo wbrew woli Remy nie udała się do swojej klasy.
-Słoneczko? - kucnęła przed nią śliczna dziewczyna o brązowych włosach i zielonych oczach. - Czemu siedzisz tu sama?
-Bo chcę do brata, a Rema każe mi iść do klasy! - syknęła. - Chciałam mu tylko powiedzieć "cześć".
-Rema, tak? - dziewczyna spojrzała za siebie. - Jestem Veronica - wyciągnęła rękę.
-Vilma - mała ją uścisnęła. - Ta sama literka! - ucieszyła się.
-Chodź do brata - wstała nie puszczając jej rączki. - Prowadź, ale szybko! - puściła jej oczko i Vilma z prędkością światła popędziła do Roberto.
-Vilmita! - zawołał na jej widok i kucnął, a ona rzuciła mu się na szyję. Na szczęście dziennikarze nie zostali jeszcze wpuszczeni na stadion, więc nie oślepił ich błysk fleszy.
-Rema mi nie pozwoliła do ciebie przyjść! - pożaliła się. - Ale Veronica mnie przyprowadziła! - Roberto uważnie spojrzał na dziewczynę. Jego brązowe spojrzenie czujnie patrzyło jej w oczy.
-Dziękuję - powiedział w końcu.
-Proszę - uśmiechnęła się delikatnie.
-Młoda! - krzyknęła Rema. - Miałaś iść do swojej klasy! Głucha byłaś?
-Uważaj sobie - Roberto puścił siostrę i się wyprostował. - Jak do psa to możesz zwracać się do swojego przydupasa, a nie mojej siostry - warknął.
-Nie mów tak do niej - Alex stanął za Remą.
-Jej miejsce jest z klasą! - wzięła się pod boki.
-Jesteś zastępcą prezesa, że rządzisz się na stadionie jakby był twój? Z Culesem u boku masz mniejsze prawa niż jakiś sezonowiec! - wypalił Roberto, a Remę przytkało.
-Chciała się przywitać, zaraz pójdzie - odezwała się Veronica. - Chyba stadion się od tego nie zawali?
-Ktoś pytał cię o zdanie? - fuknęła Rema odzyskując mowę.
-A jego? - Roberto odruchowo stanął obok Veronici. - Nie wiem co będziesz musiała zrobić, żeby zyskał przychylność Bernabeu. Może dziecko? - uśmiechnął się cynicznie.
-Nie twoja sprawa, Gonzalez - zacisnęła pięści.
-Moja siostra to tez nie twoja sprawa, Rema - odwrócił się na pięcie i zabrał siostrę, a za nimi poszła Veronica.
-Nie lubię jej - mruknęła Vilma, gdy usiadła na ławce trenerskiej.
-Nie musisz - pogłaskał ją po głowie.
-Paloma! - pomachała do koleżanki i odbiegła.
-Chyba trochę namieszałam przyprowadzając twoją siostrę - powiedziała Veronica.
-Dziękuję - uśmiechnął się delikatnie. - Najwyższy czas pokazać Remie, gdzie jej miejsce - usiadł na fotelach i poklepał miejsce obok siebie. Veronica na sekundę się zawahała, ale usiadła.
-Pochodzi z wpływowej rodziny, Real jest jakby jej - wzruszyła ramionami.
-Z wychowania jest w połowie Królewską. Reza Guttierez jest Los Blancos, ale Alvaro Vazquez to Los Rojiblancos, Atletico. Z urodzenia nie jest Królewską, bo Reza to jej przybrana babka. To ja jestem potomkiem Królewskich, a nie ona.
-Nie jesteś dla niej zbyt surowy?
-Nie - pochylił się do niej. - To moja była dziewczyna. Zostawiła mnie, pogodziłem się z tym, ale potem znalazła sobie Culesa i na domiar złego przeszedł dla niej do Realu.
-Samobójstwo! - sapnęła.
-Nawet ty to rozumiesz... - zerknął na nią uważnie. - Veronica?
-Jestem Ramosem, mam galaktyczność we krwi, nie? - przekręciła oczami. - Kochasz ją? - wypaliła. Westchnął ciężko i przetarł twarz.
-Zastanawiam się czy kiedykolwiek kochałem - mruknął.
-Lipa - zacmokała.
-No - przytaknął i pochylił się do niej. - Veronica?
-Tak? Powtarzasz moje imię jakbyś się zakochał - wypaliła, a po chwili zakryła usta dłonią. - Ups...
-Laska, wykończysz mnie - roześmiał się.
-Wiem - podskoczyła w miejscu i przysunęła się do niego bliżej. - A ja tam się cieszę, że nie kochasz Remy - szepnęła z błyskiem w oku.
-A czemu? - zaciekawił się.
-Bo tak - zerwała się z ławki, ale Roberto wykazał się doskonałym refleksem i złapał ją za rękę.
-Veronica? - stanął przed nią. Patrzyła na niego wystraszona, a potem pokręciła głową.
-Nic, nie mam szczęścia - wyswobodziła dłoń i odeszła.
Obserwowałam jak Roberto siada z Veronicą i z nią rozmawia. Nie wiedzieć czemu bardzo mnie to zdenerwowało.
Usiadłam na trybunach z Jean, bo zaczął się trening. Spodziewałam się, że będzie trudno z nowym zawodnikiem, ale to co widziałam przeszło jej najśmielsze oczekiwania.
Ćwiczenia były miłe i przyjemne. Pominę fakt, że Roberto zrobił dwa razy więcej niż reszta drużyny, a Sebastian półtora raza. Wpatruje się w Gonzaleza jak w obrazek, a nie mogę powiedzieć, że to źle.
Mini mecz był porażką. Roberto zrobił wszystko, żeby upokorzyć Alexa, chociaż grali w dwóch przeciwnych drużynach. Nie powiedział do niego nawet słowa, nie skrzywił się, nie mrugnął... Sprytnymi zagraniami, szybkimi podaniami, magicznymi dryblingami udowodnił, że jest sto razy lepszy od nowego nabytku Realu Madryt. Widział to też cały świat dzięki dziennikarzom.
-Do szatni! - zawołał trener, więc piłkarze zaczęli zwijać się do tunelu.
-Możesz go zabrać do Barcelony - szepnął Roberto, gdy nas mijał. - Tu nikt go nie potrzebuje.
-Kiedyś będziesz miał kontuzję i co wtedy? - warknęłam.
-Sebastian mnie zastąpi - odparował i zbiegł po schodach.
-Ma rację - pokiwała głową Jean. - Szkoli Sebastiana jak potrafi najlepiej.
-Dobij mnie - warknęłam.
11. Czułości w szkole!
Roberto z miną męczennika wszedł do gabinetu dyrektorki wcześniej wpuszczając Remę i Jean.
-Proszę - wskazała im fotele przed biurkiem. Dziewczyny usiadły, ale brunet stanął za krzesłem Remy. - Myślałam, że skończy się bieganie fotografów, którzy zechcą zrobić wam zdjęcia wszędzie gdzie się da - zerknęła na gazetę, która leżała na biurku. Była dosyć stara, mogła mieć z dwa miesiące. - Ale jak widzę cyrk zaczyna się od nowa! - rzuciła dzisiejszym wydaniem. - Gonzalez Alonso, gdzie byłeś przez ostatnie trzy tygodnie, że ani razu nie raczyłeś zjawić się na lekcjach?! - zaatakowała.
-Na Bali - odpowiedział spokojnie. - Pukałem murzynki aż kokosy z drzewa leciały.
-Vazquez Bartra? - warknęła kierując wzrok na Jean, nigdy nie operowała ich ksywkami używanymi przez cały świat. Wręcz przeciwnie, posługiwała się dwoma nazwiskami, żeby nikogo nie pomylić.
-Z Remą i Danim w Barcelonie.
-Dwa tygodnie, a gdzie umknął ci jeszcze jeden tydzień?
-Zrzucałam kokosy na Roberto, kiedy pukał murzynki - uśmiechnęła się słodko.
-Vazquez Canales? - westchnęła ciężko.
-W Valdebebas, nie chciało mi się chodzić do szkoły - odpowiedziała Rema i spojrzała jej wyzywająco w oczy.
-Słuchajcie - usiadła na swoim fotelu. - To ostatni tydzień i więcej się nie zobaczymy. Widzę was na każdej lekcji, każdym treningu i każdej przerwie. Nie obchodzi mnie, Gonzalez Alonso, jak bardzo będzie ci się chciało zwiać. Masz tu zostać!
-Pewnie - pokiwał głową. - Moje marzenie to spędzić tydzień w tej zatęchłej budzie. Zwariowałaś? - popukał się w czoło. - Wiesz kim jesteśmy i kim będziemy? W dupie mam twoją szkołę, chodzę tu bo muszę, bo tego wymaga ode mnie klub...
-Właśnie! - uśmiechnęła się z satysfakcją ignorując fakt, że właśnie ją obraził. - Klub wam każe. Wasze międzynarodowe kariery staną pod znakiem zapytania jeśli nie dostaniecie dyplomu ukończenia szkoły, a zapewniam was, że nie dostaniecie jak nie posłuchacie.
-Suka - warknął pod nosem Roberto.
-Zapomniałam dodać, że razem z Vazquez Canales będziesz witał gości na balu na zakończenie - dodała jadowicie.
-I co jeszcze? Mam pomachać sprzętem, żeby weselej było? - syknął.
-Ani się ważcie zrobić jakąś akcję - pogroziła im palcem. - Do końca balu będziecie uczniami tej szkoły czyli do końca balu mogę was jeszcze wywalić.
-Obóz będzie? - spytała Jean.
-Obóz? - zdziwiła się Rema.
-Nasz coroczny integracyjno-sportowy obóz Realu Madryt kiedy jedzie kto chce ze szkoły - wyjaśnił łaskawie Roberto. Zrobił to w miarę grzecznie, więc dyrektorka popatrzyła na niego zaskoczona. Był milszy dla Remy niż dla reszty, ale aż tak? - Tylko ty nigdy z nami nie jeździsz bo wolisz zwinąć dupę do Stanów i wpierdalać tam hamburgery - dodał, a dyrektorka pokręciła głową.
-Będzie - przerwała mu. - Zachowujcie cię - powtórzyła patrząc na Roberto i Jean. - Bo odbiorę wam funkcję opiekuna, a jak was wcześniej wywalę wcale nie pojedziecie na obóz, bo jadą tylko uczniowie.
-Dupę sobie tym podetrzyj - odpyskował. - Chcesz coś jeszcze czy możemy już iść,a ty strzelisz sobie minetę? - Był wściekły i każdy to widział. Dyrektorka jednak osiągnęła cel. Posłuchają jej, bo może i wywalenia ze szkoły się nie obawiają, ale obóz to coś na co czekali z wytęsknieniem co roku.
-Proszę - wskazała drzwi.
Gdy wyszliśmy spojrzałam na Roberto jak na idiotę.
-Frajerze! - warknęłam. - Zachowuj się!
-Słuchaj - zbliżył swoją twarz do mojej. - Ani nie jesteś moją matką ani dziewczyną, więc mi nie mów co mam robić. Spierdalaj do babki i się jej wypłacz. Może w zamian dostaniesz coś fajnego? Powołanie do reprezentacji? Albo podwyżkę w klubie? Na pewno nie zawiedzie - puścił mi oczko i odszedł.
-Palant! - powiedziałam do Jean.
-Bo co? Powiedział ci prawdę? - szepnęła i poszła za nim.
Siedziałam na najnudniejszej lekcji matematyki w moim życiu. Obok mnie przysypiał Dani, a po przeciwnej stronie klasy w ostatniej ławce pod oknem siedziała Jean z Roberto. Patrząc na niego wiedziałam, że nie kocham go jak Alexa. Był dla mnie ważny, zrobiłabym dla niego wiele, ale nie chcę spędzić z nim życia. Egoista zapatrzony w siebie. Zawsze dostaje co chce, a czepia się mnie! Gdy ma kaprys bierze swój prywatny samolot i leci gdzie tylko mu się zamarzy. Kto go tam wie, czy faktycznie nie był w na Bali, kiedy my byliśmy w Barcelonie?
Poczułam jak telefon wibruje mi w kieszeni i szybko go wyjęłam.
"Podpisałem kontrakt!" głosiła wiadomość od Alexa. Uśmiechnęłam się radośnie i natknęłam się na lodowate oczy Roberto. W dłoni trzymał swoją komórkę i nie wyglądał na zachwyconego.
Nagle wstał i ruszył do drzwi. Biedna nauczycielka nie wiedziała co ze sobą począć.
-Roberto, pani dyrektor mówiła, że masz być na wszystkich lekcjach - wydukała, gdy chwytał już za klamkę.
-Ale nie będę, trudno najwyżej mnie wywali - rozłożył ręce i trzasnął za sobą drzwiami. Dani spojrzał na mnie niepewnie.
-Nie pójdę za nim - mruknęłam.
-Dowiedział się o Alexie - szepnął.
-Wiedział o nim wcześniej.
-On cię kocha.
-Dani, ale ja go nie kocham! - warknęłam.
-Gratuluję, Veronico! W końcu jakaś myśląca osoba w tej klasie! - krzyknęła nauczycielka. Wszyscy jak na komendę skierowaliśmy wzrok na tablicę przy której stała drobna brunetka.
-Kto to? - szepnęłam do Daniego.
-Veronica Ramos - odpowiedział mi siedzący z przodu Thomas. - Stryjeczna wnuczka naszego Sergio Ramosa.
-Od kiedy ona jest z nami w klasie? Pierwszy raz ją widzę - mruknęłam.
-Od trzech tygodni, czyli tyle ile was nie ma - uśmiechnął się. - Bardzo mądra. Ciągle ją chwalą.
-Co trenuje? - zainteresował się Dani nie spuszczając wzroku z dziewczyny.
-Nic.
-Jakieś dodatkowe zajęcia? - patrzyłam dokładnie tam, gdzie przyjaciel.
-Nie. Chce być architektem, a nie sportowcem. Powiedziała nam to wprost.
-Żartujesz - sapnęłam.
-Uczy się tu, bo ojciec jej kazał - pokiwał głową.
-Ej! - do klasy wpadł Roberto. - Negro, pokraku, trener z reprezentacji chce z tobą gadać i jest teraz na Bernabeu - zakomunikował.
-Której? - Jean wyskoczyła z ławki i popędziła do drzwi.
-21. Awansujesz aż o dwie repki, pajacu - odpowiedział i wyszli.
-Cholera! - mruknęłam.
-Reza cię wkręci - szepnął Dani i poklepał mnie po nodze.
Notka ze specjalną dedykacją dla Tyśki! ;*
Hala Madrid!
10. Znowu razem?
Roberto siedział w kuchni i pił sok. W milczeniu przyglądał się porannemu wydaniu najbardziej poczytnego brukowca w Madrycie. Okładka krzyczała, że znów jest razem z Remą i dodane było wczorajsze zdjęcie jak wychodzili z Valdebebas. Obskoczyli ich dziennikarze i fani. Był w trakcie podpisywania koszulki, a Rema jak to Rema, stała i cieszyła się do obiektywu. Potem wsiedli do jednego samochodu i odjechali. Afera gotowa.
-Nie medytuj tak nad tym - powiedziała Julia, która w ich domu pełniła wiele funkcji. Była niańką, kamerdynerem, sekretarką... Generalnie zarządzała wszystkim i wiedziała o wszystkim.
-Co myślisz? - pokazał jej gazetę.
-Walcz, kochanie - pogłaskała go po włosach. - Ten barcelończyk nie ma z tobą szans.
-Cześć! - Do kuchni wbiegła jego sześcioletnia siostra Vilma i od razu wskoczyła mu na kolana. Ucałował ją w czoło i posadził na krześle obok. Julia zakręciła się błyskawicznie i podała jej miskę płatków i sok pomarańczowy. - Przyjedziesz dziś po mnie? - spytała.
-Pedro odbierze cię ze szkoły, Roberto ma po lekcjach sesje - odpowiedziała jej Julia zaglądając do swojego notatnika, gdzie zapewne miała odnotowane, że kierowca zabiera młodą pannę Gonzalez.
-Vilmita! - zawołała Manulela, ich sprzątaczka, gdy weszła do kuchni. - A kto nie umył dziś zębów?
-Roberto! - odpowiedziała mała.
-Jedz i idziemy do łazienki - puściła jej oczko i zajęła się wyjmowaniem naczyń ze zmywarki.
-Julia? - Roberto wstał i pochylił się do niskiej kobiety, która mogłaby być jego babką. - Rodzice? - szepnął.
-Według grafiku jutro powinni pojawić się w domu na dwa dni - spojrzała na swoje notatki. - Masz coś do nich?
-Nic, oprócz tego, że to moi starzy, a widuję ich rzadziej niż dziadków, którzy oficjalnie mieszkają w Katarze - warknął. - Widzimy się potem, maleńka - pocałował siostrę we włosy i wyszedł.
-Roberto! - Julia wyszła za nim do holu.
-Tak? - okręcił się na pięcie.
-Pracują, wiesz - powiedziała łagodnie.
-Wiem - pokiwał głową. - Nie chodzi o mnie, Julia. Przyzwyczaiłem się, wali mnie to czy są czy ich nie ma. Tylko wyjaśnij mi po co robili Vilmę jak traktują ją gorzej ode mnie. To - rozłożył ręce wskazując na ogromny hol, marmurowe schody, posadzki, wielki kryształowy żyrandol i wiszące na ścianach obrazy warte miliardy. - Jebie mnie to, Julia.
-Roberto - podeszła do niego i podała mu jakąś kartkę. Westchnął i ją wziął. Wraz z czytanymi zdaniami jego oczy z gniewu robiły się ciemniejsze.
-Nie ma opcji - warknął. - Nie zgadzam się! - wrzasnął i wyszedł.
Jego rodzice, odkąd pamiętał, pracowali na całym świecie. Częściej byli w rozjazdach niż domu. Gdy był mały było mu przykro, że z innymi dziećmi rodzice spędzają tyle czasu, a on go spędza z Julią albo wujkami czy ciociami, którzy akurat byli w Madrycie. Z biegiem lat zaakceptował to co się dzieje. Mało rodziców, ogromne zasoby pieniężne. Im częściej go zawodzili tym większe sumy przelewali na konto. Grać zaczął, żeby im zaimponować, potem chodziło raczej o zabicie czasu. Trenował non stop. Nauka go nie pociągała, a wysiłek fizyczny sprawiał, że nie myślał. Gdy urodziła się Vilma myślał, że coś się zmieni, ale się rozczarował. Rodzice ją odchowali (wożąc po całym świecie do drugiego roku życia), a potem zostawili pod opieką Julii. Teraz udają, że mieszkają w Madrycie, a jedynie pracują w Zjednoczonych Emiratach Arabskich.
Roberto nie czuł się osamotniony. Remy rodzice byli w Stanach, a zajmowali się nią zapracowani dziadkowie. Matka Jean jako aktorka też więcej czasu spędzała na planach zdjęciowych niż w domu. Gdyby przyjrzeć się jego klasie ze szkoły to wszyscy mieli podobną sytuację jak on. Rodzice pracują, dzieci dostają dużo kasy, żeby starzy nie mieli aż takich wyrzutów sumienia. Wiedział, że ma szczęście w nieszczęściu, bo wielu jego kolegów z dzielnicy chodziło do szkół z internatem. Przez to, że grał w piłkę w Realu rodzice nie mogli go tak załatwić. Jego nie, ale Vilmę tak!
Zeszłam do kuchni i usiadłam przy stole. Wstałam dziś wcześniej, bo musiałam jechać do dziadków. Zostały tam wszystkie moje zeszyty, książki i mundurek. Tak, miałam szczęście chodzić jeszcze przez tydzień do szkoły. Niestety moja szkoła wymagała od nas mundurku. Stroju sportowego sygnowanego herbem szkoły i Realu Madryt, oraz stroju eleganckiego sygnowanego tym samym.
-Cóż za uśmiech - Alex rzucił mi gazetę i podał kubek kawy. Nie rozmawiałam z nim o tym co powiedział mi Roberto. W końcu komu ufam? Byłemu chłopakowi czy mężowi?
-Co? - zdziwiłam się i spojrzałam na prasę. - Przestań, to najgorszy szmatławiec w mieście - przewróciłam oczami i sięgnęłam po telefon. - Poza tym Roberto to mój kumpel...
-Były chłopak - warknął.
-Były - przytaknęłam. - Chcą przeprowadzić z nami wywiad - uśmiechnęłam się. - Roberitio mówi, że będzie jazda - zaśmiałam się.
-Czy on tez nie może spać? - syknął.
-Zaraz po mnie przyjedzie - zerknęłam na zegarek. - Dyrektorka coś od nas chce... Jean ciągle śpi - mruczałam cały czas operując telefonem.
-Zjemy dziś razem obiad? - usiadł obok mnie i cmoknął mnie w policzek.
-Pewnie... - zamyśliłam się zastanawiając się co napisać Daniemu, bo pytał mnie o jakieś korki, których chyba nie mam. - W południe mamy trening na Valdebebas, więc spotkamy się na stołówce. Kurczę - wybrałam numer Roberto i czekałam aż łaskawie odbierze.
~Tak? - usłyszałam jego głos.
-Czekam na ciebie, ale rusz się, bo się spóźnimy. Nie wiem, gdzie zostawiłam spódnicę, a druga się chyba porwała jak Aveiro chciał mnie zamknąć w składziku na Bernabeu... - zadumałam się.
~Mam ją, królewno - zaśmiał się.
-Ciekawe rzeczy, Gonzalez, ciekawe - zachichotałam i wstałam. - Słuchaj, dyrektorka chce nas widzieć.
~Wiem, Julia wcisnęła mi przed wyjściem listę z tym co kto ode mnie chce i co mam załatwić - westchnął.
-Julita i jej boskie listy. Coś ciekawego?
~Mizianie z tobą w szkolnej łazience - zamruczał. - A, nie... Sorki, to nie z tobą.
-Opanuj się, pacanie - zaśmiałam się. - Daleko jesteś?
~Za rogiem. Mieszkasz z nim, że mam przyjechać pod chatę twoich starych czy rodziciele się zjawili?
-Nic nie wiedzą, więc to pierwsze - posłałam Alexowi całusa w powietrzu i wyszłam.
-Zrobił ci dobrze? - powitał mnie młody Gonzalez, gdy wsiadłam do jego wypasionego Mercedesa.
-Wal się - warknęłam.
-Wiesz - ruszył w kierunku domu Jean. - Wali to mnie on. Zwisa mi i powiewa. Może będę o ciebie walczył, a może nie? Zobaczymy co będzie mnie akurat bawić.
-Cześć, Roberto - do samochodu władowała się Jean. - Was też dyrka wzywała?
-Też - pokiwałam głową, ale nie odezwałam się więcej.
Lubię Roberto ;)
Subskrybuj:
Posty (Atom)