12. Alex Ramirez przechodzi do Realu Madryt!


Bomba wybuchła. Świat dowiedział się, że Alex przechodzi do Realu Madryt.
-Jak nastroje? - spytałam trenera pierwszej drużyny, gdy zawitałam na oficjalny trening na Bernabeu. Pierwszy trening z nowym nabytkiem Królewskich mogli obejrzeć wszyscy uczniowie i dziennikarze. Dla dzieciaków to była ogromna frajda, dla pismaków okazja do nowych bzdur wyssanych z palca.
-Piłkarze są go ciekawi - uśmiechnął się do mnie. - Hernandez, będzie dobrze.
-A Roberto? - mruknęłam.
-Jest wściekły - spojrzał na skraj boiska, gdzie podskakiwał Gonzalez i robił show dla dzieciaków. To co wyprawiał z piłką przechodziło ludzkie pojęcie.
-Przecież potrzebuje rywala na miejsce w jedenastce - włożyłam ręce do kiszeni bluzy.
-Nie potrzebuje i też o tym wiesz - szepnął i odszedł ode mnie.
Teraz to ja się zdenerwowałam. Roberto może i bił wszystkie rekordy, ale jest tylko człowiekiem! Kiedyś przyjdzie kres jego możliwości! Poza tym Alex też jest świetnym napastnikiem! Widziałam na własne oczy!
Nagle minęło mnie jakieś czarnowłose stworzenie i próbowało dostać się gdzieś na boisku.
-Ej! - złapałam przybysza za kaptur. - Dokąd się, smarkacz, wybiera? - spytałam małą dziewczynkę w sportowym mundurku mojej szkoły.
-Do brata! - odpowiedziała zadziornie.
-Nie ma brata, Vilma. Wracaj do swojej klasy - skierowałam ją w przeciwną stronę.
-Ale ja chcę do Roberto! - krzyknęła.
-Nie będę z tobą dyskutować, Gonzalez - warknęłam. - Boisko to nie miejsce dla dzieci! Do klasy! - powiedziałam stanowczo. Mruknęła coś pod nosem i poszła, a ja skierowałam się do Alexa, który stał z Danim i Sebastianem.



Vilma zacisnęła piąstki i usiadła na ławce trenerskiej, bo wbrew woli Remy nie udała się do swojej klasy.
-Słoneczko? - kucnęła przed nią śliczna dziewczyna o brązowych włosach i zielonych oczach. - Czemu siedzisz tu sama?
-Bo chcę do brata, a Rema każe mi iść do klasy! - syknęła. - Chciałam mu tylko powiedzieć "cześć".
-Rema, tak? - dziewczyna spojrzała za siebie. - Jestem Veronica - wyciągnęła rękę.
-Vilma - mała ją uścisnęła. - Ta sama literka! - ucieszyła się.
-Chodź do brata - wstała nie puszczając jej rączki. - Prowadź, ale szybko! - puściła jej oczko i Vilma z prędkością światła popędziła do Roberto.
-Vilmita! - zawołał na jej widok i kucnął, a ona rzuciła mu się na szyję. Na szczęście dziennikarze nie zostali jeszcze wpuszczeni na stadion, więc nie oślepił ich błysk fleszy.
-Rema mi nie pozwoliła do ciebie przyjść! - pożaliła się. - Ale Veronica mnie przyprowadziła! - Roberto uważnie spojrzał na dziewczynę. Jego brązowe spojrzenie czujnie patrzyło jej w oczy.
-Dziękuję - powiedział w końcu.
-Proszę - uśmiechnęła się delikatnie.
-Młoda! - krzyknęła Rema. - Miałaś iść do swojej klasy! Głucha byłaś?
-Uważaj sobie - Roberto puścił siostrę i się wyprostował. - Jak do psa to możesz zwracać się do swojego przydupasa, a nie mojej siostry - warknął.
-Nie mów tak do niej - Alex stanął za Remą.
-Jej miejsce jest z klasą! - wzięła się pod boki.
-Jesteś zastępcą prezesa, że rządzisz się na stadionie jakby był twój? Z Culesem u boku masz mniejsze prawa niż jakiś sezonowiec! - wypalił Roberto, a Remę przytkało.
-Chciała się przywitać, zaraz pójdzie - odezwała się Veronica. - Chyba stadion się od tego nie zawali?
-Ktoś pytał cię o zdanie? - fuknęła Rema odzyskując mowę.
-A jego? - Roberto odruchowo stanął obok Veronici. - Nie wiem co będziesz musiała zrobić, żeby zyskał przychylność Bernabeu. Może dziecko? - uśmiechnął się cynicznie.
-Nie twoja sprawa, Gonzalez - zacisnęła pięści.
-Moja siostra to tez nie twoja sprawa, Rema - odwrócił się na pięcie i zabrał siostrę, a za nimi poszła Veronica.
-Nie lubię jej - mruknęła Vilma, gdy usiadła na ławce trenerskiej.
-Nie musisz - pogłaskał ją po głowie.
-Paloma! - pomachała do koleżanki i odbiegła.
-Chyba trochę namieszałam przyprowadzając twoją siostrę - powiedziała Veronica.
-Dziękuję - uśmiechnął się delikatnie. - Najwyższy czas pokazać Remie, gdzie jej miejsce - usiadł na fotelach i poklepał miejsce obok siebie. Veronica na sekundę się zawahała, ale usiadła.
-Pochodzi z wpływowej rodziny, Real jest jakby jej - wzruszyła ramionami.
-Z wychowania jest w połowie Królewską. Reza Guttierez jest Los Blancos, ale Alvaro Vazquez to Los Rojiblancos, Atletico. Z urodzenia nie jest Królewską, bo Reza to jej przybrana babka. To ja jestem potomkiem Królewskich, a nie ona.
-Nie jesteś dla niej zbyt surowy?
-Nie - pochylił się do niej. - To moja była dziewczyna. Zostawiła mnie, pogodziłem się z tym, ale potem znalazła sobie Culesa i na domiar złego przeszedł dla niej do Realu.
-Samobójstwo! - sapnęła.
-Nawet ty to rozumiesz... - zerknął na nią uważnie. - Veronica?
-Jestem Ramosem, mam galaktyczność we krwi, nie? - przekręciła oczami. - Kochasz ją? - wypaliła. Westchnął ciężko i przetarł twarz.
-Zastanawiam się czy kiedykolwiek kochałem - mruknął.
-Lipa - zacmokała.
-No - przytaknął i pochylił się do niej. - Veronica?
-Tak? Powtarzasz moje imię jakbyś się zakochał - wypaliła, a po chwili zakryła usta dłonią. - Ups...
-Laska, wykończysz mnie - roześmiał się.
-Wiem - podskoczyła w miejscu i przysunęła się do niego bliżej. - A ja tam się cieszę, że nie kochasz Remy - szepnęła z błyskiem w oku.
-A czemu? - zaciekawił się.
-Bo tak - zerwała się z ławki, ale Roberto wykazał się doskonałym refleksem i złapał ją za rękę.
-Veronica? - stanął przed nią. Patrzyła na niego wystraszona, a potem pokręciła głową.
-Nic, nie mam szczęścia - wyswobodziła dłoń i odeszła.


Obserwowałam jak Roberto siada z Veronicą i z nią rozmawia. Nie wiedzieć czemu bardzo mnie to zdenerwowało.
Usiadłam na trybunach z Jean, bo zaczął się trening. Spodziewałam się, że będzie trudno z nowym zawodnikiem, ale to co widziałam przeszło jej najśmielsze oczekiwania.
Ćwiczenia były miłe i przyjemne. Pominę fakt, że Roberto zrobił dwa razy więcej niż reszta drużyny, a Sebastian półtora raza. Wpatruje się w Gonzaleza jak w obrazek, a nie mogę powiedzieć, że to źle.
Mini mecz był porażką. Roberto zrobił wszystko, żeby upokorzyć Alexa, chociaż grali w dwóch przeciwnych drużynach. Nie powiedział do niego nawet słowa, nie skrzywił się, nie mrugnął... Sprytnymi zagraniami, szybkimi podaniami, magicznymi dryblingami udowodnił, że jest sto razy lepszy od nowego nabytku Realu Madryt. Widział to też cały świat dzięki dziennikarzom.
-Do szatni! - zawołał trener, więc piłkarze zaczęli zwijać się do tunelu.
-Możesz go zabrać do Barcelony - szepnął Roberto, gdy nas mijał. - Tu nikt go nie potrzebuje.
-Kiedyś będziesz miał kontuzję i co wtedy? - warknęłam.
-Sebastian mnie zastąpi - odparował i zbiegł po schodach.
-Ma rację - pokiwała głową Jean. - Szkoli Sebastiana jak potrafi najlepiej.
-Dobij mnie - warknęłam.